Kolorowe różańce na szyjach, absolutny brak lęku wysokości, kierowcy rodem z rajdów samochodowych plus wyjątkowa gościnność – Madera to wyspa, której nie da się poznać bez choćby jednej rozmowy z jej mieszkańcami. Zaryzykuję stwierdzenie, że to właśnie oni sprawiają, że czas płynie tam jeszcze wolniej i jeszcze przyjemniej.
„Bóg tuż po stworzeniu świata wziął Ziemię w dłonie i ucałował. Madera jest właśnie śladem tego pocałunku” – mieszkańcy Madery
– Jak mamy rocznie 900 tys. turystów, to naprawdę się cieszymy – słowa jednego z maderskich przewodników na początku mnie zaskoczyły. Przy kilku milionach gości, którzy rok w rok odwiedzają Kraków, niecały milion na Maderze wypada blado. Dopiero po chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że przecież wycieczki na wyspę do najtańszych nie należą, a i podróżowanie we własnym zakresie też okazuje się kosztowne (bilet lotniczy w obie strony czarterem kosztuje ok. 2 tys. zł), zaskoczenie minęło. Na razie, przynajmniej z punktu widzenia turystów, taka frekwencja działa na korzyść Madery. Nazywana wyspą wiecznej wiosny, jest zdecydowanie ciekawszą alternatywą dla Egiptu, szczególnie zimą. Temperatura nigdy nie spada tu poniżej 19°C, a w lecie nie przekracza 30. Klimat sprzyja zwiedzaniu wyspy, a gościnność mieszkańców skłania do tego, aby robić to na własną rękę. Trzeba tylko koniecznie wynająć samochód. Leżakowanie przy hotelowym basenie to na Maderze ciężki grzech.
Zero komerchy
Dziki tłum w muzeach, zatłoczone plaże, długa kolejka do kas biletowych – do takich obrazków zdążyliśmy się przyzwyczaić w turystycznych kurortach całego świata. Ale nie na Maderze. Na klimatycznych, kamienistych plażach słychać głównie szeleszczący portugalski. W Funchal, stolicy wyspy, bez problemu zwiedzamy każdy punkt typu must see. Zero kolejek, mało turystów, szeroko uśmiechnięty personel. Miasto, spektakularnie położone na sześciu wzgórzach, zafundowało sobie kolejkę linową. W przeszklonej kapsule wyjeżdżamy z poziomu portu na wzgórze Monte. Niesamowite wrażenie, zwłaszcza gdy obserwujemy ludzi jedzących obiad na balkonach, opalających się na dachach swoich domów czy pluskających się w basenie. Gondola przeznaczona jest dla dwojga, ale jeśli ktoś chce pozostać sam, nie ma problemu: obsługa kolejki nie upycha ludzi na siłę do jednego wagonika. Można w spokoju podziwiać miasto z lotu ptaka. Wszystkie domy mają jasną elewację i pomarańczową dachówkę. Przyzwyczajeni do pstrokacizny polskiej zabudowy wzdychamy z podziwem…